Gdy już dostrzegłam wszystkie te zależności stwierdziłam, że muszę mieć krem tzw. codzienny, który chociaż trochę złagodzi wszystkie negatywne czynniki, w których chcąc nie chcąc przebywać muszę. Ostatecznie wybór padł na Lancome Hydra Zen Neurocalm do skóry suchej.
Co obiecuje producent?
Krem przede wszystkim ma koić podrażnienia, przynosić ulgę suchej, napiętej skórze. Dodatkowo nawilża i sprawia, że cera jest promienna i pełna blasku.Chroni skórę przed stresem.
Jak to wygląda w rzeczywistości?
Szału nie ma, ale ja bardzo polubiłam ten krem. Używam go w dniach, w których idę do pracy czyli od poniedziałku do piątku. Moja tzw. weekendowa pielęgnacja go nie uwzględnia bo czynniki stresogenne dla mojej skóry są wtedy wykluczone :)
Samo opakowanie jest masywne, słoiczek jest ciężki, biało różowy. Mieści w sobie 50 ml kremu o przyjemnej, lekkiej, ale gęstej masełkowatej konsystencji. Bardzo przyjemnie się przez to rozprowadza. Krem nie wałkuję się nakładany na serum. Nałożony na niego filt i podkład dobrze się trzymają. Ma piekny, bardzo delikatny zapach i jest baaardzo wydajny. Używam go od lipca 5 razy w tygodniu i widzicie ile pozostało w słoiczku. Starczy mi chyba na dobre pół roku używania.
Pozostanie ze mną z pewnością na dłużej, chociaż już łagodząca Carita czeka na testy w kolejce:) Hydra Zen w wersji, którą ja posiadam nadaje się raczej do skór bezproblemowych, wymagających jedynie dobrego nawilżenia i złagodzenia. Wydaje mi się, że w bardziej wymagających sytuacjach może się niestety nie sprawdzić bo cudów ten krem nie zrobi.
Używacie kremów, które mają ochronić skórę przed czynnikami typu klimatyzacja? Czy może tego typu rzeczy, nie wpływają na kondycję Waszej cery?
Można go oczywiście kupić w Sephorze czy Duglasie, ale ja swój akurat kupiłam w bardzo atrakcyjnej cenie 129,99 PLN w jednej z internetowych perfumerii więc warto poprzeglądać np. ceneo :)