sobota, 31 maja 2014

czwartek, 29 maja 2014

Borghese Fango Mud Musk Face&Body

Pierwszy raz z marka Borghese spotkałam sie dość dawno temu, gdy była wprowadzana do sieci Douglas. Wtedy w moje ręce wpadła maseczka Fango, o której sobie ostatnimi czasy przypomniałam i ponownie rozumiem fenomen tego włoskiego blotka.


Borghese jest włoska marką, która tworzy kosmetyki pielegnacyjne oraz kolorowe i w każdym z nich stara sie ukryć odrobinę włoskiego piękna. W ich kosmetykach znajdziemy cała masę naturalnych, dobrych jakościowo składników, które są odpowiednio selekcjonowane i dobierane tak, byśmy miały ochotę do nich wracać.


Fango Mud Musk Face & Body to maska błotna przeznaczona do twarzy i ciała, która ma odżywić i energetyzować skórę. Wzbogacona jest o błoto z toskańskich wzgórz wulkanicznych, w których znaleźć można masę dobroczynnych dla naszej skóry minerałów. Maseczka dodatkowo oczyszcza pory oraz usuwa toksyny i pozostawia dobrze nawilżona, pełna blasku skórę.


Maseczka jest niesamowita! Po jej zastosowaniu pory sa naprawde oczyszczone i co ważne stają sie o wiele mniejsze. Jest to efekt, który utrzymuje sie zdecydowanie dłużej niż po typowych glinkach. Ja osobiście u siebie widzę różnice przez jakieś dwa dni. Dodatkowo skora staje sie dzięki niej rewelacyjnie napięta i pełna blasku. Dodatkowym plusem jest to, że maseczka swietnie radzi sobie z zaskornikami i zdecydowanie przyspiesza ich gojenie. Ja czasem używam jej punktowo na noc gdy na twarzy pojawi sie jakiś nieprzyjaciel i zazwyczaj jedna noc wystarczy, by rano już go nie było ;)


Stosowanie maseczki z pewnością nie będzie odpowiadało każdemu i to trzeba mieć na uwadze. Moim zdaniem jest to kosmetyk, który nadaje sie do każdej cery jednak te wrażliwe raczej mogą trochę picierpuec w trakcie stosowania. Maseczka zaraz po nałożeniu sprawia, że skora piecze. U mnie jest to bardzo delikatne jednak ja nie mam wrażliwej skory. Nie jestem tez do konca przekonana, czy byłaby dobra dla naczynkowcow.


Ja ze swoją mieszana cera idąca w kierunku suchej jednak lubiąca się poblyszczeć jestem bardzo zadowolona. Przypomniałam sobie jakie wrażenie zrobiła na mnie za pierwszym razem i z pewnością kiedyś jeszcze do niej wrócę.  Poniżej możecie tez zobaczyć jak wyglada zaraz po nałożeniu, a jak po zaschnieciu.




Sumę tych masek sa ich ogromne opakowania. Wcześniej miałam wielki słój o pojemności 250 ml teraz mam opakowanie 180 ml i przy stosowaniu na sama twarz pewnie znów będę ja miała około roku jak nie dłużej ;)

Znacie Borghese? A może macie inne sprawdzone blotka?;)


poniedziałek, 26 maja 2014

Caswell Masey Botanicals Coriander & Mandarin Body Wash

Bardzo lubię buszować sobie czasem w TK Max'ie i wyhaczac tam rożne perełki ;) Jakiś czas temu podczas jednej z bardzo spontanicznych wizyt w tym sklepie w moje ręce wpadł ten oto żel pod prysznic i muszę Wam go pokazać, bo naprawdę warto tego cuda tam poszukać;)


Caswell Masey jest marka amerykańska, stworzoną, przez lekarza, Williams Huntera. Kosmetyki przez niego tworzone maja być ekologiczne i pozbawione miedzy innymi SLS. Pisałam Wam już kiedyś, że specjalnie ekologiczna nie jestem;), jednak nowinkom nie odpuszczam i tak weszłam w posiadanie tego cuda.



A jak się żel sprawuje? Ja jestem zakochana i żałuje, że nie mam łatwiejszego dostępu do reszty asortymentu. Zapach po prostu mnie oczarował! Jest słodki, a jednocześnie lekki i świeży.  Długo pozostaje na ciele i dosłownie wypełnia cała łazienkę. Wybrałam dla siebie wersje z kolendrą i mandarynka i naprawdę, nie zdawałam sobie sprawy, że one razem mogą tak wspaniale pachnieć.


Dodatkowo żel wzbogacony jest miedzy innymi o ekstrakt z owoców Yuzu, który delikatnie oczyszcza ciało z martwych komórek. Zawarto w nim rownież olej ze śliwek mirabelek, który odpowiedzialny jest za nawilżenie.


Pomimo braku SLS żel swietnie sie pieni i naprawde dobrze oczyszcza skórę. Ważne, że przy tym pozostawia ją miękka i naprawde nawilżona. Sadzę, że gdyby sie uprzeć, to balsam do ciała nawet nie jest konieczny, choć ja używam z przyzwyczajenia bez względu na to, jaki żel mam akurat pod ręka ;)


Konsystencja żelu jest dość płynna, jednak nie wpływa to zupełnie na jego wydajność. Naprawde mała ilośc wystarczy do dokładnego umycia ciała.


Jeśli macie możliwość to naprawde polecam Wam romans z ta marka, ja jestem oczarowana i gdy tylko mi sie uda to sięgnę po kolejne kosmetyki ;)  Marka jedt tez dostępna na Truskawce ;)

Mialyscie do czynienia z Casweel Masey?

sobota, 24 maja 2014

Korres Magnolia Bark Day Cream & Night Cream

Nie mam specjalnej fazy na stosowanie kosmetyków z tej samej serii, jednak gdy w grudniu nadarzyła się atrakcyjna okazja zakupu dwóch kremów na dzień marki Korres postanowiłam skorzystać.


W zestawie znalazłam krem na dzień oraz krem na noc. Cała seria Magnolia Bark przeznaczona jest do walki z pierwszymi zmarszczkami. Niby ich nie mam, ale wiadomo - lepiej zapobiegać niż leczyć :)




Krem na dzień, poza wyciągiem z korzenia magnolii zaopatrzony jest również w kwas hialuronowy, SPF 15 oraz witaminę C i E. Ma dość rzadką konsystencję, przez co z jednej strony jest bardzo wydajny, jednak z drugiej czasem lubi się przez palce poprzelewać. U mnie krem sprawdził się średnio. Wydajności odmówić mu z pewnością nie można. Słoiczek o pojemności 40 ml był ze mną ponad 4 miesiące, uważam, że to bardzo długo. Chyba nawet trochę zbyt długo jak dla mnie:) Co do właściwości nawilżających, mi brakowało trochę takiej wisienki na torcie, którą zapewniał mi zawsze np. Hydra Zen Lancome ( Klik! ). Być może trochę przez taką galaretkowatą konsystencję, a być może to kwestia składu, ale nie czułam, aby moja skóra była odpowiednio nawilżona. Czy działa przeciwko powstawaniu zmarszczek z pewnością ocenię za kilka lat, mogę natomiast powiedzieć, że w trakcie stosowania kremu nic niepokojącego na mojej twarzy się nie pojawiło :)



Krem na noc zdecydowanie bardziej wpisał się w moje preferencje. Poza składnikami zawartymi w wersji na dzień, zaopatrzono go również w  kompleks na bazie wosków ze słonecznika, jojoby i mimozy. Pewnie te woski sprawiły, że konsystencja kremu jest przyjemniejsza, masełkowata i czuć ją na twarzy w tym pozytywnym sensie. Niby się nie klei, ale nie przechodzi nam przez głowę myśl, czy przypadkiem nie zapomniałyśmy użyć kremu :) Tak samo jak wersja na dzień krem okazał się bardzo wydajny, też był ze mną ponad 4 miesiące. Po przebudzenia, buzia była zawsze promienna i ładnie rozświetlona, nie czułam ściągnięcia i ogólnie stwierdzając byłam z efektu zadowolona.



Niestety w przypadku tej serii kosmetyków marki Korres pojawia się minus, który wpływa na moją decyzję o nie wracaniu do tych kremów, ani nie kupowaniu niczego z tej serii. Co takiego? Zapach. Jest okropny, nie wie szczerze mówiąc jak pachnie magnolia, ale zawsze myślałam, że ładnie. Tu śmierdzi do tego stopnia, że mój narzeczony śmieje się ze mnie, że pachnę starym molem, ale starą kobietą... (wiecie pewnie co mam na myśli :) ).

Dochodzę do wniosku, że mimo, że pielęgnacja ciała Korres'a bardzo mi odpowiada, o tyle pielęgnacja twarzy raczej chyba nie jest przeznaczona dla mnie.


Znacie te kremy? A może stosowałyście inne tej firmy i byłyście zadowolone?

poniedziałek, 19 maja 2014

Dior 5 Couleurs Designer Amber Design

Która z nas nie zna kultowych 5 Diora?:) Pytanie retoryczne :)

Pokaże Wam dziś jedną z moich paletek w kolorze Amber Design. Uwielbiam wszelkie odcienie brązów, takich kolorów jest u mnie najwięcej jeśli chodzi o makijaż ocz. I niby mogłoby się wydawać, że ograniczone są możliwości jeśli chodzi o wymyślenie czegoś "wow", a jednak Diorowi się moim zdaniem udało.


Paletka zawiera jeden cień bazowy (to ten najjaśniejszy na dole), trzy cienie oraz liner. Jak zobaczycie na swachach w dwóch najjaśniejszych cieniach zatopionych jest ogromna ilość złocistych drobinek. Te kolory mają inna konsystencję od pozostałych cieni, są jakby kremowe, lekko wilgotne.



Dwa pozostałe, czyi środkowy i ten ciemny brąz są wyjątkowo aksamitne, rewelacyjnie nakładają się na powiekę i nie osypują.


Liner spełnia swoje zadanie znakomicie, możemy nim wyczarować taką kreską jaką tylko sobie wymyślimy. Nie rozmazuje się i nie blednie w ciągu dnia, a to dla mnie bardzo ważne.

Do paltetki poza zwykłymi pacynkami dołaczona jest też końcówka do linera. Sprawdza się naprawdę dobrze, więc jeśli ktoś a ochotę to może używać tej z zestawu.

Całośc oczywiście możemy schować w aksamitny Diorowy futeralik :) Ja uwielbiam te gadżety :)




Piękne prawda?:) Lubicie brąz na powiekach?

sobota, 17 maja 2014

Fekkai Silky Straight Ironless Conditioner

Mimo, że staram się swoim włosom nadawać tak dużo dobroci jak tylko mogę, to zdarzają im się czasami gorsze dni. Szczególnie wtedy, gdy pogoda płata nam psikusa i jest zbyt dużo wilgoci moja fryzura staje się trudniejsza do ujarzmienia. Na całe szczęście rynek kosmetyczny jest już tak rozwinięty, że da się znaleźć rozwiązanie. Mi z pomocą zawsze przychodzi Fekkai i odżywka Silky Straight Ironless z wyciągiem z hibiskusa.

Nie będę po raz kolejny rozpływać się nad tym jak bardzo wielbię tego człowieka za kosmetyki, które stworzył :) Przejdę tym razem bezpośrednio do konkretów.


Odżywka wzbogacona została w proteiny z hibiskusa dzięki czemu zmiękcza włosy i przywraca ich podatność na układanie. Zawarte w odżywce substancje mają wnikać głęboko we włosy i sprawiać, że będą układały się w jedwabiście proste kosmyki. Odżywkę spłukujemy więc nie ma mowy o obciążeniu włosów.




U mnie sprawdza się rewelacyjnie, mimo, że mam włosy które bardzo długo były rozjaśniane na przeróżne odcienie blondu, później były traktowane wszelkimi brązami, aby kilka miesięcy temu zostać zrobione na ombre. Włosy od nasady, aż po same końce, są naprawdę wygładzone, czuć, że są nawilżone i dobrze odżywione. Dodatkowo pięknie błyszczą.


Nawet deszczowa pogoda nie sprawia, aby włosy stawały się napuszone. Oczywiście parasolka musi być :), jednak ona w zupełności wystarczy, aby fryzura wyglądała tak jak byśmy tego chciały.

 


Nie każdemu może odpowiadać zapach tej odżywki, ze względu na to, że jest dość specyficzny i intensywny. Ja się nawet z nim lubię, ale jeśli ktoś ma taką możliwość to warto powąchać przed zakupem :)

Stosujecie odżywki wygładzające włosy? Macie jakieś swoje sprawdzone hity?

piątek, 16 maja 2014

Auriga International Flavo-C Serum

Nie często moje zasoby kosmetyczne zasilane są w dermokosmetyki. Być może to błąd, ale poza micelem Biodermy, raczej do niczego nie wracam. Mimo to, postanowiłam na początku lutego, że może warto dać szansę osławionemu serum Flavo-C marki Auriga i tak o to, mam drugą apteczną pozycję, po którą z całą pewnością jeszcze nie raz sięgnę.

Wybrałam dla siebie lżejszą wersję serum z 8% stężeniem witaminy C. Serum według zaleceń producenta powinno być stosowane u młodych kobiet w celu zapobiegania zmarszczkom w przyszłości, natomiast u kobiet, które są w okresie menopauzy stymuluje powstawanie kolagenu i elastyny w skórze spowalniając procesy starzenia.

Flavo-C to jedyne serum na rynku, które zawiera lewoskrętną witaminę C. Tłumacząc to na bardziej przystępny język, oznacza to dla nas tyle, że ta firma witaminy C jest rozpuszczalna w tłuszczach i o wiele bardziej stabilna dzięki czemu przez cały okres stosowania preparatu działa na naszą skórę tak samo dobrze.


Ja osobiście działaniem serum jestem zachwycona. Moja skora jest młoda, nie ma na niej jeszcze oznak starzenia. Często jednak, po zimie była bardziej szara, pozbawiona blasku, miejscami nawet lekko przesuszona, a pory stawały się przez kaloryfery połączone z klimatyzacją zawsze bardziej rozszerzone.


Flavo-C w naprawdę krótkim czasie poradziło sobie z tymi problemami, a ja już po miesiącu stosowania zapomniałam czym te wszystkie wspomniane przeze mnie wyżej problemu. Serum stosowałam również na okolice oczu, a efekty jego działania również w tych okolicach stały się naprawdę widoczne. Zmarszczek nie mam, ale skóra jest jakby bardziej mięsista (ciężko to wytłumaczyć :) ). Serum nie podrażniała tej okolicy, nawet gdy niechcący kilka razy dostało się do oczu, nie wywołało najmniejszego podrażnienia.

Stosowałam je tylko raz dziennie, na noc zarówno na twarz jak i na okolice oczu. Na dzień pod oczy stosowałam serum Estee Lauder ANR, a na twarz Idealistę -sera świetnie się uzupełniały i nie odnosłam wrażenia, aby przeszkadzały sobie wzajemnie w działaniu. Tak samo zresztą z pozostałą pielęgnacją.


Pokażę Wam jeszcze jak szybko serum wchłania się do matu, gdyby ktoś miał ochotę stosować je na dzień:
 

Znacie Flavo-C?  Ja z całą pewnością sięgnę po nie za rok, gdy kolejna zima będzie za nami.
Copyright © 2014 Kosmetyczka Pełna Cudów

Distributed By Blogger Templates | Designed By Darmowe dodatki na blogi