wtorek, 3 grudnia 2013

Listopadowe Denko :)

Swoje zakupy już pokazałam, a żeby nie było, że tylko gromadzę pochwalę się też tym co zużyłam :)



Nie było tego specjalnie dużo, ale kilka rzeczy udało mi się wykończyć.

Miniaturka maseczki Lancome Hydra Intense - całkiem przyjemny, nawilżający kosmetyk. Ma żelową konsystencję i daje przyjemne uczucie nawilżenia. Nakłada się ją na 5 minut po czym najlepiej pozostałości zetrzeć chusteczką. Mam jeszcze 4 miniaturki w zanadrzu, więc pewnie kiedyś pokuszę się o bardziej rozbudowaną opinię.

Lancaster Softener Toner - bezalkoholowy tonik o całkiem przyjemnym zapachu. Niestety, nie wywarł na mnie większego wrażenia, więc mimo, że zużyłam bez problemów to powrotów nie będzie. Ma ogromy plus za naprawdę przyjemny zapach.

Clinique Liquid Facial Soap Mild - mydełko do mycia twarzy dla skóry suchej i mieszanej. Dobrze oczyszcza skórę, jednak pozostawia okropne uczucie ściągnięcia dlatego więcej do niego nie wrócę.

Vichy Narmaderm Nuit - hmm... Jednym słowem żenada. Krem ma rozwarstwiająca się konsystencję, nie robi nic z rozszerzonymi porami w dodatku po jego aplikacji zaraz dopada mnie uczucie ściągnięcia. Tubkę wykończyłam z przymusem, a tego najbardziej nie lubię.


Farmona Olejek do kąpieli Energia Pomarańczy - Naprawdę fajny "niby olejek". Niby, bo mimo wszystko olejkiem nie do końca jest. Mimo to ma naprawdę przyjemny zapach i tworzy całkiem niezłą pianę więc jak kiedyś nadarzy mi się okazja to być może do niego wrócę. Niestety nie nawilża, więc po wyjściu z wody balsam jest obowiązkowy.

Avon Foot Works Żurawinowy Peeling do stóp - niestety może służyć raczej za pieniący się masażer. Ja do stóp lubię ździeraki, a ten peeling to taki nie wiadomo do czego jest. Ma intensywny zapach, który niestety jest dość chemiczny. Mówiąc ogólnie, cieszę się, że tubka jest już pusta :)

Palmolive Naturals - żel pod prysznic o zapachu czarnej Orchidei. Uwielbiam ten zapach i bardzo często do niego wracam. Ma kremową konsystencję i świetnie oczyszcza ciało. Nie przesusza skory, więc wyjście z pod prysznica nie kończy sie swędzeniem. Dodatkowo można go często dostać w ogromnej butli za małe pieniądze.

Sephora Supreme Body Lotion - beznadziejne mleczko do ciała, na temat którego powiedziałam wszystko co myślę. Dobrze, że tubka jest pusta.

Avon Olejek do ciał Skin So Soft - to dopiero była mordęga. Nie wiem, kto do olejku dodaje alkohol. W dodatku wersja, którą dostalam miała jakieś ogromne drobinki brokatu. Dobrze, że był to prezent i nie zmarnowałam na niego żadnej własnej złotówki.


Shiseido Black Mask - ostatnia saszetka wykończona. Na jej temat też już się wypowiadałam więc nie będę powtarzać. W skrócie dobrze, ale na krotko  oczyszcza i dosłownie zadaje ból. Więcej jej nie kupię.

Sisley Eye Contour Mask - wersję 3 ml próbki miałam w użyciu pewnie przez jakieś 1,5 mc. Jest aż za bardzo wydajna w stosunku do ilości, która jest w pełnowymiarowym opakowaniu i terminu w jakim powinna zostać zużyta. Świetny kosmetyk, ale ja chyba nie dałabym rady zużyć jej w 6 miesięcy. Sama nie wiem czy ją kupię, serce wrzeszczy "tak", rozsądek szepcze "nie".

Chanel Hydra Beauty Gel Yeux - żel-kremik pod oczy. Jego próbek miałam wiele bo swego czasu często dawali go do zakupów w S. Naprawdę fajnie nawilża i nie wykluczone, że latem zakupię pelnowymiarowe opakowanie, bo jest lekki a przy tym skuteczny. Dodatkowo makijaż trzyma się na nim naprawdę dobrze.

Irena Eris In Cell - saszetkę zużyłam ale bez efektu wow. Taki sobie krem, nie zapadający specjalnie w pamięć.


Frederic Fekkai Protein RX - maska do włosów, na temat której, swoje uwielbienie już w pamięci tego bloga zapisałam. Myślałam, że wystarczy mi na dłużej, ale że ostatnio używalam jej codziennie to opakowanie jest już puste. Za to moje włosy są bossskie :) Koniecznie muszę upolować kolejne opakowanie.


Sally Hansen Get Healthy Nails & Cuticles - krem do skórek i paznokci od Sally Hansen. Całkiem przyjemny preparat o boskim zapachu. Faktycznie pozostawia skórki nawilżone. Ja stosowalam go głównie po zmywaniu lakieru i odpychaniu skórek, przed pomalowaniem paznokci jako taka 15minutową maseczkę. Jest mega wydajny, przez co pod koniec trochę już mnie znudził.


Dior Diorskin Nude BB Creme - Jednym słowem cudo. Pozostawia naprawdę naturalny efekt, jest bardzo wydajny, a twarz dzięki niemu jest jednocześnie rozświetlona i matowa. Trzymał się bez problemu cały dzień. Do tego BB z pewnością będę wracała wiele razy.

Sisley Poudre Trasparente - Rozświetlający puder, który świetnie współgrał z powyższym Diorkiem. Właściwie nie potrzebowałam poprawek w ciągu dnia. Jednak dla tłustej cery nie koniecznie okaże się super rozwiązaniem, bo daje bardzo subtelny mat. Jest naprawdę wydajny. Nie wrócę do niego tylko i wyłacznie dlatego, że mam ochotę na kilka innych :)

sobota, 30 listopada 2013

Frederic Fekkai Protein RX Reperative Shampoo i Frederic Fekkai Protein RX Reperative Spray

O swoim uwielbieniu do Fekkai już pisałam. Dziś notka o dwóch kolejnych  produktach z serii Protein RX.

Dla jednych szampon jest mniej, dla innych bardziej ważny. Znam osoby, które twierdzą, że po szamponie i tak nakłada się odżywkę więc nie ważne jaki on jest. Ja się z tym nie zgadzam, dla mnie szampon musi być "dobry", bo włosów poplątanych nie znoszę. Jeszcze bardziej irytuje mnie brak piany podczas mycia, ponieważ mam wtedy wrażenie, że włosy wciąż są brudne.


Reperative Shampoo od Fekkai to szampon przeznaczony do włosów suchych, zniszczonych stylizacją i farbowaniem. Zawiera proteiny mleka i soi, które nawilżają i odżywiają włosy.



Używanie go, jest czystą przyjemnością, ma piękny mleczno-budyniowy zapach, który sprawia, że mycie głowy jest prawdziwym rytuałem. W trakcie mycia nie plącze włosów, świetnie się pieni i jest naprawdę wydajny. Wystarczy maleńka ilość aby dokładnie oczyścić włosy. Ja po spienieniu, lubię go na chwilkę pozostawić, aby włosy wchłonęły jego właściwości.


Po spłukaniu włosy są gładkie, nie ma śladów po splątaniu, pięknie pachną. Mam wrażenie, że gdyby nie nałożyć żadnej odżywki to i tak nie byłoby większego problemu z rozczesaniem ich czy puszeniem.

Ja jednak nawet jak bardzo mi się nie chce, odżywki nie odpuszczam. Jednak na dni "prawdziwego leniucha" mam w zanadrzu odżywkę z tej samej serii w sprayu. Fekkai Protein RX Reperative Spray to siła serii Protein Rx w postaci lekkiego mleczka. Lubię w niej to, że używanie jest szybkie łatwe i przyjemne.


Tak jak cała seria zawiera proteiny mleka i soi i jest przeznaczona do zniszczonych włosów. Dodatkowo pomaga stylizować włosy.



Używam jej na całe włosy, lub tylko na końce, gdy mam wrażenie, że są przesuszone. Odżywka stosowana bezpośrednio na włosy, może je obciążać. Ja pryskam na dłoń i dopiero wgniatam we włosy, starając się nie wcierać jej w skórę głowy. Można wtedy niestety uzyskać efekt tłustych włosów.



Obiektywnie stwierdzam, że jest to najmniej udany produkt z całej serii, własnie ze względu na to, że można z nią łatwo przesadzić. Poza tym nie jestem fanem odżywek bez spłukiwania, ale zawsze jakąś w domu mam, żeby w ranie lenia, mieć co nałożyć na włosy :)

Całą serię Protein RX polecam każdej z Was, która tak jak ja stylizacją i farbowaniem doprowadziła swoje włosy, do stanu nędzy i rozpaczy.W moim przypadku te kosmetyki naprawdę zdziałały cuda i nie dość, że nie musiałam radykalnie skracać włosów to jeszcze szybciej rosną, bo już się nie kruszą :)


wtorek, 26 listopada 2013

Sally Hansen Instant Cuticle Remover

Pozostajemy w paznokciowym temacie :)

Czasem robię manikiur sama, czasem idę do salonu. Wszystko zależy od tego na co mam ochotę i jak bardzo jestem czasowa. Gdy sama zajmuję się swoimi paznokciami, zawsze staram się możliwie jak najlepiej usunąć skórki i z pomocą przychodzi mi wtedy Sally Hansen ze swoim Instant Cuticle Remover.



W plastikowym, błękitnym opakowaniu otrzymujemy 29 ml żelu,który już w 15 sekund ma pomóc nam pozbyć się niechcianych skórek. Czy działa w określonym przez producenta czasie? Nie wiem :) Aby to sprawdzić musiałabym go nakładać, odgarniać skórki z paznokcia i dopiero przechodzić do kolejnego.



Nigdy mi się tak nie chce, nakładam go na obydwie dłonie i później paznokieć po paznokciu zaczynam zabawę z odsuwaniem. Idzie prosto, skórki faktycznie są zmiękczone więc wystarczy delikatnie je odsunąć, umyć dłonie i po sprawie. Już mamy wypielęgnowane skórki.


Muszę też dodać, że dłuższe stosowanie tego żelu sprawia, że skórki odrastają wolniej i są słabsze, dzięki czemu każda kolejna aplikacja jest jeszcze szybsza. Po jego zmyciu mam wrażenie, że dodatkowo je nawilża.

Ten żel jest bardzo wydajny i szczerze mówiąc nie wiem ile go trzeba nakładać, aby dojść do końca buteleczki. Ja go nie oszczędzam, a on jest. Kosmetyk idealny :)


Świetnie sprawdza się też na męskich łapkach. Ja aplikuje go na dłonie mojego faceta i oboje jesteśmy zadowoleni. Ja bo on ma piękne łapki, on bo nie męczę go zbyt długo zabiegami pielęgnacyjnymi :)

poniedziałek, 25 listopada 2013

Listopadowe nowości :)

Wczoraj, przyznałam się publicznie, że pękłam. Dziś przyznam się co kupiłam. Chwilowo nie będę się za bardzo rozpisywać. Trzy rzeczy zakupiłam "nakręcona" przez inne blogerki, więc dziewczyny bijcie się w piersi :) To Wasza wina :)

Zacznę od wizyty w Sephorze, która zaczęła się niewinnie. Początkowo upolowałam masełko do ciała i balsam do ust Yes to Carrots. Kilka razy wokół tej firmy chodziłam, teraz była promocja więc balsam mogłam mieć za 9,90 PLN, a masełko za 24,90 PLN. Cena taka, że trzeba było brać. Więc wzięłam :)

Później moim oczom ukazał się zestaw Sampara, w którym był przede wszystkim Musujący Peeling, który kusił mnie od dawna. Do tego pełnowymiarowy krem So Much to Dew Day Cream i miniaturka maski So Much to Dew Midnight Musk, o której już Wam pisałam. Nie mogłam się nie skisić, cena była okazyjna. Do tego tak pięknie opakowany...




Obok Sampara, leżał zestaw Korres... krem na dzień i na noc z wyciągiem z Magnolii. Przeznaczone są do zwalczanie pierwszych oznak starzenia. Dwa kremy w cenie jednego. Każdy by wziął, toż to okazja. 




Kosmetyki przeznaczone do oczyszczania praktycznie wykończyłam, a że promocja w Sephorze to wzięłam i piankę Algenista i olejek Diora. Tonik mi się też bezalkoholowy skończył więc postawilam na rumiankowego Clarinsa. Butla wielka, starczy na długo.




Żeby nie było, że nie myślę o oczach, wybrałam też coś dla nich. Serum z Estee poznalam dzięki próbce i się zakochałam. Krem Biotherm Blue Therapy, był decyzją spontaniczną.

Pani w Sephorze, obdarowała mnie odrobiną sampelków...

I spłukana pojechałam do domu :)

Ale nie, weekend się nie skończył. W niedzielę odwiedziłam TK Maxa, po chyba 40 minutowym buszowaniu wśród ich kosmetyków wygrzebałam zestaw lakierów Agent Provocateur. Piekny baby pink i idealnie błyszczaca czerń. W dodatku nigdy u nikogo ich nie widziałam... I już są moje :)


Z TK Maxamam bardzo blisko do Super Pharm. Tam też dałam się ponieśc. Dwa stonowane lakiery Essie plus odżywka Sally Hansen trafiły do koszyka.


Pojechałam dalej i nie mogłam odmówić sobie wejście do Mac'a. Mimo tego, że miałam odpuścić kupowanie kolorówki, świąteczny zestaw błyszczyków ze mną wygrał. Wybrałam te w odcieniu różu. 


Na końcu mojej trasy był Yves Rocher. Światecznemu żelowi pod prysznic o zapachu malin i kakao nie moglam odmówić.


No i to już wszystko. Odwyk się nie udał, ale może spróbuję w nowym roku.

niedziela, 24 listopada 2013

Przegrałam ze swoim odwykiem

Ech... Pękłam :) Listopad miał być miesiącem bez zakupów, cóż...Wczoraj obskoczyłam Sephorę. SMS-y przypominające o końcówce dni VIP wygrały.

A skoro już i tak sama ze sobą przegrałam to zaraz się zbieram i idę kontynuować zakupy między innymi w TK Maxie :) Do Sephory pewnie wejdę jeszcze raz, bo tym razem będę w większej :D

A później pokażę Wam wszystkie moje cudowności.

Milej niedzieli :)


piątek, 22 listopada 2013

Garnier Regenerujący Krem do Rąk

Coraz większymi krokami zbliża się do nas zima. I całe szczęście, bo już coraz bliżej wiosna :)

A skoro zaraz zaczną się mrozy to czas na post o kremie do rąk, bo one są zawsze o tej porze roku narażone na szczególne wysuszenie i podrażnienie.



Czerwona tuka od Garniera skrywa w sobie chyba najlepszy drogeryjny krem do rąk jaki znam. Zawiera w sobie między innymi alantoinę, która regeneruje przesuszoną skórę dłoni oraz glicerynę, którą tworzy na naszych dłoniach warstewkę ochronną. 

Krem świetnie sprawdza się w trudnych warunkach, zapewnia skórze ochronę i intensywne nawilżenie. W połączeniu z niską ceną staje się naprawdę atrakcyjny :)

Kosmetyk jest bardzo wydajny, tak naprawdę, wystarczy maleńka ilość, aby poczuć komfort na dłoniach. Dodatkowo ma całkiem przyjemny, choć chemiczny zapach. 


Ja miałam kiedyś mocno poparzone ciało. Dzięki lekarzom i odpowiedniej pielęgnacji teraz po kilku latach nie ma po tym najmniejszego śladu. Dłonie i stopy mam jednak od tego momentu bardzo wymagające, dlatego kremuje je tak często jak tylko się da. W przypadku nawet intensywnego przesuszenie Regenerujący krem Garniera u mnie się sprawdza, więc zdecydowanie polecam. 

wtorek, 19 listopada 2013

Sephora Supreme Body Lotion

Jak myślę o tym balsamie, to tylko jedno słowo ciśnie mi się na usta: "BEZNADZIEJA". I gratuluję temu, kto wymyślił jego cenę regularną. Nie, nie twierdzę, że 35 zł za balsam to złodziejstwo, bo sama potrafię wydać więcej. Twierdzę tylko, że za coś takiego to jest po prostu żart. Ale do rzeczy.

Otrzymałam go do zakupów, a w sumie do wymiany zakupów w Sephorze, trochę w ramach przeprosin. I to tyle plusów, cieszę się z tego, że żadnej złotówki z własnej kieszeni na niego nie wydalam.

Balsam według producenta ma nawilżać i napinać skórę. Nie pozostawia tłustej warstwy,za to gwarantuję komfort przez cały dzień. Obietnica piękna :)


W białej, typowo Sephorowej tubce otrzymujemy "aż" 125 mleczka. Opakowanie jest o tyle wygodne, że udaje się łatwo wycisnąć zawartość i nie ma problemu z wyciśnięciem wszystkiego ze środku.

Szkoda tylko, że lepszy balsam można znaleźć nawet wśród kosmetyków katalogowych. To co dostajemy tym razem od Sephory, niestety, ale nie zadowala nawet mnie, która nie mam większych problemow z suchą skórą. Niby się nim smaruję, ale po chwili zapominam o tym i ja i moje ciało. Pozostaje za to na nim dziwny, wyjątkowo chemiczny zapach, który mnie drażni i stwierdzam, że nawet balsamy drogeryjną pachną o wiele ładniej.



Konsystencja, jest dość lejąca, ciężko jest ocenić ile w danym momencie wypłynie. To akurat mogę wybaczyć, w końcu to mleczko.


Chyba nie mam nic więcej do dodania, tym razem się zawiodłam. Na całe szczęście nie za własną kasę.


Copyright © 2014 Kosmetyczka Pełna Cudów

Distributed By Blogger Templates | Designed By Darmowe dodatki na blogi