Czarna maseczka Shiseido to jedna z tych rzeczy, które kupiłam z totalnej ciekawości. Widząc na Allegro aukcję zaopatrzyłam się od razu w pięć saszetek, aby wyrobić sobie obiektywną opinię. Po kilku dniach paczka przyszła, a ja przystąpiłam do testów.
Na zagranicznych stronach znalazłam na jej temat kilka informacji: maska ma przede wszystkim oczyszczać pory z zebranych w nich zanieczyszczeń, walczyć z zaskórnikami i wygładzać skórę. Można ją stosować na całą twarz lub tylko i wyłącznie na nos. Producent zaleca stosowanie dwa razy w tygodniu. Jej nałożenie warto poprzedzić peelingiem i parówką.
Maseczka ma konsystencję bardzo gęstego żelu. Ja osobiście nie lubię masek typu peel of, ale ta przeszła wszystkie znane mi do tej pory utrudnienia, związane z nakładaniem tego typu kosmetyku na twarz. Już od samego początku ciągnie się jak glut i trzeba sie nieźle namanewrować aby ja równomiernie nałożyć.
Prawdziwa walka zaczyna się jednak po około 30 minutach, gdy chcemy się tego czarnego cuda ze swej twarzy pozbyć. Otóż wyobraźcie sobie, nasza maseczka nie ma zamiaru zejść i jest do twarzy przyklejona jak druga skóra. Nigdy, (a przerobiłam w swoim życiu nie zliczone ilości masek bo mam na ich punkcie małą obsesję), nie musiałam krzywić sie z bólu. Na całe szczęście dokładnie ominęłam za pierwszym razem okolice brwi bo przypadkowe ich wysmarowanie tym specyfikiem zakończyłoby się nie spodziewaną ich depilacją. Możecie mi nie wierzyć, ale przy ściąganiu jej z twarzy łzy mi pociekły i dobre 15 minut mi ta operacja zajęła.
Za wygraną po pierwsze saszetce nie dałam. Z wielkimi obawami jeszcze kilka razy do Black Mask podchodziłam, jednak za każdym razem rezultat był ten sam - walka z pozbyciem się jej z twarzy była jak największe katusze.
A efekty? Trzeba przyznać, że po pozbyciu się jej, pory są faktycznie oczyszczone i zdecydowanie mniejsze. Skóra na pierwszy rzut oka jest po prostu ładniejsza. Niestety całe to "wow" jest krótkotrwałe. Następnego dnia rano nie ma juz praktycznie śladu po wieczornej krucjacie.
To główny powód, dla którego nigdy więcej Shiseido Black Mask nie kupię i nikomu nie polecam. Zbyt dużo trzeba się namęczyć dla efektu, który trwa kilka godzin.
P.S.
Zamawiając tą maseczkę kupiłam też White Mask, której recenzja wkrótce ;)
4 komentarze :
o widzisz, dobrze ,że piszesz o niej, ja też jestem mocno maseczkowa dziewczyna , ale też nigdy nie słyszałam o takich problemach, sama nigdy nie miałam:( Kochana polecam Ci wypróbować koniecznie maski Glam GLow, teraz jest świetna pora na białą wersję, ma dużo kwasów i nie jest zalecana w okresie słonecznym, druga to maska czarna glam glow, rewelacyjna jeśli chodzi o wygląd skóry po :) nie miałam lepszych, pewnie słyszalaś o nich a może i masz, ale jakby co dostępne są w Dougim, polecam :)
Glam Glow jeszcze nie udało mi sie poznać, chociaż od jakiegoś czasu na nie choruje. Jakąś pod oczy od nich ostatnio wypatrzyłam i też chętnie przygarnę przy najbliższej okazji ;) nie wiem tylko czy jeśli jest w niej dużo kwasów to mogę jej używać bo zaczęłam zimową kurację locacidem a przy retinoidach chyba kwasy odpadają;(
uwielbiam maseczki, ale tej nigdy nie wiedziała, ani nie słyszała o niej nawet. Jeśli pory są mniejsze maseczkę muszę zakupić i to koniecznie :)
One są dostępne na Allegro ;) sprawdź, ale nastaw się na ciężkie zdejmowanie tego z twarzy ;)
Prześlij komentarz