Wiecie co? Czasem mam wrażenie, że kiedyś perfumy były lepsze. Inne. Bardziej wyróżniające się. I miały charakter. Teraz gdy idę do perfumerii, momentami wydaje mi się, że wszystko pachnie podobnie. Szczególnie wśród tych najpopularniejszych marek. Gdy jest moda na słodziaki, pojawiają się wszędzie. Gdy przychodzi lato, ciągle te same cytruski. Ja nie mówię, że nie można znaleźć nic atrakcyjnego. Przeciwnie, ciągle jest cała masa zapachów, których pragnę wśród tych "nowych". Ale coraz częściej tęsknię do tych, których już na półkach nie ma. A może to kwestia niedostępności, sprawia, że włącza mi się potrzeba posiadania?
W 2008 roku, Kenzo wprowadziło do oferty Amour Le Parfum. W tym samym roku, pojawiło się też Indian Holi, którym kiedyś się już tutaj zachwycałam. Była to orientalna wariacja na temat klasycznego Amour. Miała przenieść nas w egzotyczne miejsce. Złoty flakon był inspirowany barwami Wschodu. To kolor Birmy, Kambodży i Tajlandii. Tak bardzo odległych od nas kulturowo, przez co stają się jeszcze bardziej fascynujące.
Nuty zapachowe:
Nuta głowy: ryż, kadzidło
Nuta serca: plumeria, paczula
Nuta bazy: żywica bursztynowa, wanilia, benzoes
Jeśli lubicie tą błogość, której tak dużo w klasycznym Amour, to wyobraźcie sobie, co mogło się stać, gdy został podrasowany orientem. Wyobraźcie sobie wanilię w otoczeniu delikatnego kadzidła, ciepłej żywicy i słodyczy plumerii. Wyobraźcie sobie, że maszerujecie targiem w Kambodży, palicie kadzidełka w Tajlandii, a potem przenosicie się do Birmy gdzie witają Was naszyjnikiem z plumerii. W każdym z tych miejsc, czujecie się serdecznie przyjęte przez tubylców. Bez strachu o różnice kulturowe. Wracacie do domu, z ogromną ilością nowych wrażeń i doznań olfaktorycznych. Czujecie się bezpieczne, spokojne, bogatsze. Tak właśnie pachnie Amour Le Parfum.
Znacie? Czy Wy też czasem macie wrażenie, że większość rzeczy w sieciowych perfumeriach jest robiona jakby na jedno kopyto?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz