Happy Budda to kolejny kąpielowy umilacz, który zagościł w mojej łazience. Ciepły zapach cedru w połączeniu z energetyzującą pomarańczą sprawiał, że każdy prysznic kończyłam bardzo happy. Brakowało mi tylko charakterystycznego dla Buddy brzuszka :)
Rituals, jako firma, chce przekonać nas, że każdego dnia warto zrobić coś tylko dla siebie i stworzyć sobie swój własny rytuał. Filozofia marki zdecydowanie do mnie przemawia. Ja uwielbiam pobyć sama ze sobą i nacieszyć się swoim własnym towarzystwem w wannie.
Happy Budda podobnie jak opisywana przeze mnie jakiś czas temu pianka Yogi Flow sprawdziła się u mnie rewelacyjnie. Działanie jest identyczne jak w przypadku tej czerwonej, dlatego nie będę się już na ten temat rozpisywać. Różni je jedynie zapach. Tu mamy bardzo energetyczny, orzeźwiający aromat, który zdecydowanie poprawia nastrój i odświeża nie tylko ciało, ale też umysł.
Ja koniecznie muszę upolować teraz peelingi Rituals. Mam ogromną potrzebę poznania ich na własnej skórze i liczę, że w przyszłym roku uda mi się to zrobić. A jakich Wy macie ulubieńców do kąpielowych rytuałów?