Pierwszą i jedyna nowością u mnie, jeśli chodzi o kolorówkę jest tusz do rzęs Givenchy Noir Coture. Tak jak sobie obiecałam, z tej części moich zbiorów muszę zdecydowanie część zużyć i przestać gromadzić.
Pojawiło się za to sporo nowej pielęgnacji do twarzy. Przede wszystkim dostałam od mojego najwspanialszego przyszłego męża widoczną poniżej szczoteczkę Clarisonica :D Mam ją od tygodnia, a już stała się moim niezbędnikiem.
Kolejna nowością jest mleczko do demakijażu Clarins'a z gencjaną. Liczę na to, że okaże się lepszym wyborem od opisywanego ostatnio Nuxe. Zaopatrzyłam się również w wodę termalną Uriage, Serum Estee Lauder Idealiste Pore Minimaizer, Platki łagodzące do oczu Borgese, krem z filtrem 50+ Hydra Solia.
Do wypróbowania kilka róbek (Sampar peeling enzymatyczny, różana maska Sisley, nawilżająca maska Lancaster i serum plus krem Super Aqua Guerlain)
Nie byłabym soba gdybym nie kupiła nic do włosów. Przede wszystkim doszedł do mnie reknstruktor Joico. Do tego udało mi się upolować trzy cudeńka Fekkai, czyli maske do włosów farbowanych, odżywkę ograniczającą puszenie się włosów z hibiskusem oraz preparat Salon Glaze, który nadaje włosom blask jak po farbowaniu. Nie mogłam się oprzec balsamowi do ciala Korres o zapachu śliwki z wanilią, a w gratisie do zakupów dostałam balsam Sephora.
Więcej grzechów nie pamiętam, żadnego nie żałuję :)
Miłego dnia!