Ta Hinduska tradycja stała się inspiracją dla marki Kenzo, przy tworzeniu perfum Amour Indian Holi. Zapach niestety był limitowany i obecnie już trzeba dość mocno na niego polować. Ale, że wart jest tych kilku prób i da się go ustrzelić za rozsądne pieniądze, to muszę tu o nim wspomnieć. Jakby nie patrzeć to jeden z moich ulubieńców.
Bardzo lubię klasyczne Amour i sprawdzam wszystkie możliwe wariacje na jego temat, które pojawiają się na rynku. Tak było też wtedy, gdy wyszło Indian Holi. To jednak wariacja, w której klasycznego Amour'owego budyniu ciężko się doszukać. Poza flakonikiem mało tu podobieństw. Są za to wiśnie w alkoholu! Mmmm....
Nuty zapachowe:
Nuta głowy: para ryżowa, kadzidło, kwiat wiśni
Nuta serca: róża, różowy pieprz, płatki piwonii, kwiat frangipani
Nuta bazy: piżmo, drzewo sandałowe, strąki wanilii
Jak już wspomniałam Indian Holi, to przede wszystkim zapach wiśni oblanych jakimś pysznym, słodkim likierem. Jeśli są likiery waniliowe, to na pewno właśnie ten. Nie czuję róży ani kadzidła. Owocowo - alkoholowy początek po pewnym czasie dopuszcza do głosu frangipani. Ale nie pozwala mu dusić. To taka delikatna wersja tych egzotycznych kwiatów, którą bardzo lubię. Z godziny na godzinę zapach coraz bardziej się wysładza i uspokaja, alkoholowe nuty mijają, a pojawia się coraz większa ilość wanilii połączonej z drzewnymi nutami.Indian Holi otula, jest jak puszysty kaszmirowy szalik, którego nie chcemy zdejmować z szyi. Jest ciepły, przyjemny, przyciąga innych i często sprawia, że wokół zbiera się sporo "wąchaczy".
Inne tak ładne wiśnie znam tylko z Amarena Whim Lolity Lempickiej, które niestety są już o wiele trudniejsze do upolowania. Ale je też mam nadzieję jeszcze capnąć :)
Lubicie wiśnie w perfumach? A może macie jakieś inne swoje typu z tą nuta przewodnią?